czwartek, 3 listopada 2016

Czekoladowy deser nie tylko na cheat day

Dieta dietą lecz czasem każdy ma pokusę zaszaleć. I zaszalałam. Rok temu wymyśliłam i zrobiłam deser - bombę kaloryczną (już czuję, jak moje koło ratunkowe wokół bioder skacze z radości, że jeszcze chwilę pożyje). Przepis jest banalnie prosty, a wykonanie zajmuje około 15 minut i da się to zrobić ze szkrabem "u nogi". Składniki podałam na dwie porcje (przecież jak tyć, to razem, prawda? ;) ). Teraz pokażę jego wersję odchudzoną tak, aby można było go zjeść bez wyrzutów sumienia. Moja oponka na wieść o tym zaczęła skomleć z rozpaczy. Dorzucę jej jeszcze trochę brzuszków (nie jestem sadystą lecz nie lubię takiego współlokatora, który nie płaci za czynsz).



Oto przepis:


Składniki:
1 banan
1 czekolada (co najmniej 85% kakao)
40 g śmietany 30%
1 łyżka ksylitolu

Wykonanie standardowe:
Czekoladę rozpuszczamy w misce nad parą wodną. Jeżeli miska będzie dotykać wody, czekolada szybko się zważy, a tego oczywiście nie chcemy. W czasie, gdy czekolada się rozpuszcza, banany blendujemy. Czekoladę co jakiś czas mieszamy i dodajemy ksylitol. Śmietanę 30% ubijamy i dodajemy do rozpuszczonej czekolady zdjętej z łaźni parowej. Ewentualnie dodajemy śmietanę do czekolady i podgrzewamy jeszcze chwilę. Do kieliszka wlewamy obie części musu naprzemiennie.

A oto, jak wyglądało moje wykonanie w czerwcu 2015:
Korzystając z chwili nieuwagi Róży, szybko przemykam do kuchni, zamykając za sobą drzwi. No cóż... obecność Bąbla w kuchni jest mocno niewskazana, ponieważ nie mamy jeszcze frontów w szafkach kuchennych, a jak tylko Bąbel wpada do kuchni, to walczy o mąkę, jakby od tego zależało jej życie. Ewentualnie o dostęp do kosza, bo przecież wszystko, co zakazane, jest najciekawsze. Przygotowuję wszystko, co jest mi potrzebne, czyli składam wyciskarkę do soków, wyjmuję... przy drzwiach kuchennych rozpoczynają się negocjacje - Róża zaczyna od niewinnego "e?". Ja udaję, że mnie nie ma i wyjmuję garnek oraz przygotowuję kąpiel parową do rozpuszczenia czekolady. Róża przystępuje do ostrzejszej akcji i zaczyna walić w drzwi z krzykiem, oznaczającym cierpienie biednego, porzuconego za drzwiami dziecka. Ufff... mój M wkracza do akcji i zabiera młodzież do zabawy. Ja w międzyczasie kruszę czekoladę i wrzucam do miski nad grzejącą się wodą. Przystępuję do wyciskania bananów (brak blendera nadrabiam wyciskarką do soku). Soku z nich nie ma, ale rozpaćkany glut mnie satysfakcjonuje i idealnie nadaje się do tego deseru. Do tej części musu już nic nie trzeba dodawać. Banan ma idealna konsystencję i smak. Zza drzwi dobiegają do mnie głosy oburzenia. Przecież żadna zabawa nie jest ciekawa, kiedy ktoś inny jest w kuchni. Łamię się i biorę Różę do kuchni. Z nią na rękach mieszam czekoladę. Teraz muszę dodać śmietanę, więc odkładam Różę na ziemię, aby móc użyć obu rąk. O zrobieniu bitej śmietany nawet nie myślę, bo to wymagałoby zbyt wielu czynności, które wymagałyby użycia obu rąk. Nawet udaje mi się wyciągnąć śmietanę z lodówki, zanim Bąbel tam dobiega. Biorę łyżkę z szuflady, odsuwam Różę od śmietnika mówiąc "nununu, fuuuj". Otwieram śmietanę i ponownie odsuwam Różę od śmietnika. Do czekolady dodaję 2 łyżki śmietany i szybko biorę Różę na ręce, zanim wsadzi ręce do śmietnika, za który już zdążyła złapać. Mieszamy czekoladę i jest to niesamowita frajda. Teraz chcę przystąpić do podania deseru, więc przekazuję Bąbla tacie. Teraz to już z górki - wszystko zrobione, więc co to dla mnie podać takie 2 warstwy. Wpadłam na pomysł pasków. Skoro już grzeszę, jedząc takie rzeczy na diecie, to niech się kojarzy z pasiakiem więziennym ;P. Kieliszki czyste, to już jakiś sukces. Pierwsze dwie warstwy idą świetnie. Przy kolejnej ręka zaczyna drżeć i ścianki się brudzą bananem. "To się wytrze" - myślę sobie. Po dodaniu kolejnych warstw chcę wytrzeć wolną część kieliszka i jaki tego efekt? Papier zamoczył się w czekoladzie i zamiast bananowych smug, zostały na nim smugi czekoladowe. W związku z tym uznaję, że może jakoś przyozdobię kieliszek, to nie będzie ich tak widać. I tak oto powstaje czekoladowa dekoracja na brzegu kieliszka. W końcu potrzeba matką wynalazków! :) Myślę, że tym schylaniem się do Róży i jej noszeniem spaliłam chociaż część kalorii z deseru. Trzeba się w końcu jakoś tłumaczyć.

Tak czy siak, deser wyszedł pyszny i pomimo różnych zawirowań zajął mi niecałe 20 minut.


Dziś już Róża pomaga mi w kuchni i to uwielbia.





Smacznego!


Składniki odżywcze w 1 porcji:
kcal 395
białko 6,54 g
tłuszcze 29,18 g
węglowodany 30,86

(powyższe wartości są wartościami przybliżonymi i mogą się różnić w zależności od użytych produktów)


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz